Właśnie się szykowałam na harcerską wigilię, pierwszą w moim krótkim życiu. Namówiła mnie do tego przyjaciółka mimo, iż nie należę do największych fanów tego typu wydarzeń, nawet w moim własnym domu. Cała ta tradycja składania wszystkim życzeń, łamania się opłatkiem, tak jak Jezus dzielił się chlebem ze swoimi apostołami; po prostu wydaje mi się to sztuczne i odrobinę stresujące. W mojej głowie w takich chwilach zawsze kłębi się jedna myśl:"Czego do diaska powinnam życzyć tej osobie? Szczęścia, zdrowia, i czego jeszcze? I tak ta osoba słyszała to już milion razy, więc dlaczego MOJE życzenia miałyby zrobić jakąkolwiek różnicę?"
Założyłam mój mundur harcerski, będąc z niego bardzo dumna, jako że zarobiłam na niego własną pracą i oddaniem. To całe harcerstwo wydawało się być dla mnie bardzo ważne, chociaż miałam już wtedy dwanaście czy trzynaście lat. Na miejscu całej tej harcerskiej wigilii, którą przygotowaliśmy, było więcej drużyn niż tylko ta, do której należałyśmy z moją przyjaciółką. Jak to zazwyczaj bywa, rozpoczęliśmy wszystko harcerskim powitaniem i zaśpiewaliśmy piosenkę jednym głosem. Po tym nadeszła pora na najbardziej znienawidzoną przeze mnie część- życzenia.
Każdej osobie, którą znałam, złożyłam życzenia świąteczne, podzieliłam się opłatkiem, i usiadłam po turecku na kocu leżącym na podłodze, czekając, aż wszyscy zakończą ten niedorzeczny zwyczaj, aby w końcu przejść do dalszej części tej wigilii. Siedziałam tam, śpiewając po raz drugi w głowie "Płonie ognisko", myśląc z całej siły, że jestem niewidzialna. Kilka sekund później ktoś udowodnił mi, że nie mam racji- wcale nie byłam niewidzialna.
- Cześć, jak się masz? Mogę przeszkodzić?- usłyszałam. Podniosłam wzrok, aby upewnić się, że słowa były skierowane do mnie. Nie skłamię mówiąc, że to, co ujrzały moje oczy, odebrało mi dech w piersiach. Ponad wszystko, widziałam tylko te wielkie, piękne, ciemnobrązowe oczyska, które mocno się we mnie wpatrywały.
- M... Mnie masz na myśli?- odjąknęłam.
- Tak głuptasie, Ciebie!- zaśmiał się. I kiedy się śmiał przez ten ułamek sekundy, przyjrzałam się mu uważniej. Był mniej więcej w moim wieku. Miał krótkie blond loczki, które mi nieco przypominały Kupidyna; szeroki uśmiech i, niech go szlag!, to głębokie spojrzenie jego ciemnych oczu, które każdą powaliłoby na kolana. Dobrze, że siedziałam na podłodze.
- Czego ode mnie chcesz?- w końcu się go spytałam.
- Po prostu zauważyłem, że siedzisz tu całkiem sama i uświadomiłem sobie, że jeszcze nie składałem Ci życzeń. Wesołych Świąt! Baw się dobrze.- uśmiechnął się zadziornie.- Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli szansę dzisiaj pogadać!
Jakbym dostała obuchem w głowę! Nie mogłam uwierzyć, że ktoś taki, jak on, do mnie podszedł i powiedział to, co powiedział. A ten głupkowaty uśmiech na jego twarzy- nigdy go nie zapomniałam.
- N...No tak. Tobie też życzę W...Wesołych Świąt. T...Trzymaj się.- wyjąkałam. On wyprostował się i, wciąż uśmiechając się do mnie w ten głupkowaty sposób, poszedł dalej.
"Świetnie! Po prostu cudownie! Pewnie pomyślał, że jestem opóźniona i dlatego sobie poszedł... Głupia, głupia, głupia", zwymyślałam samą siebie za to, że nie rozmawiałam z nim, jak na człowieka przystało. Pozbierałam się do kupy i podeszłam do przyjaciółki, z którą na tą całą maskaradę. Musiałam się dowiedzieć kim on jest. Jedyne co usłyszałam to fakt, że jest w naszym wieku, chodzi do innej szkoły i ma dziewczynę. Jakie zdziwienie. Szczerze, przez jedną krótką chwilę będąc tam, myślałam, że jest wolny, i że ten dzień, ta chwila, będzie początkiem mojej wielkiej historii miłosnej...
Nie rozmawialiśmy już ze sobą tamtego wieczora. I nie rozmawialiśmy ze sobą przez bardzo długi czas od tamtego momentu. Widywałam go w pobliżu, mijałam nie raz na ulicy,ale nigdy się nie odezwałam, mając cichą nadzieję za każdym razem, że mnie zauważy, że odezwie się do mnie. Niestety, wydawało się, że mnie nie poznaje. Byłam zmuszona podziwiać go zza kulis, prowadzącego życie z dala od mojej własnej egzystencji. Dokładnie tak, jakbym obserwowała postać w sztuce, wyobrażając sobie i marząc, że jestem tam, na tej scenie, razem z nim.
Nigdy nie spodziewałam się, co ten jeden, niesamowity dzień ma zamiar przynieść mi w przyszłości...